Wysłany: Nie Lip 28, 2013 14:12 Temat postu: Re: Port ulica Wiślna i wszystko co wokół - historia i dzisi
toteweichsel napisał:
Piszesz o wkroczeniu sowietów na Siedlce , może jeśli jest to możliwe opisałbyś jak to wyglądało z twojej perspektywy.
Ja wtedy mialem 8 lat, moja siostra 7. Tatus pracowal jako stolarz modelowy na Danziger Werft i byl chory na zoladek.
Rodzice wybudowali dom jednorodzinny na Na Zboczu 32 z ogrodem 1.200m².
25.03.45 tata przyszedl ze stoczni przebrany jako Volkssturmmann prywatne ciuchy oddac. Odprowadzilismy go pol drogi wieczorem do tramwaju. Mama byla w ciazy w 7. miesiacu.
28.03.45 siedzielismy w piwnicy. Drzwi nie byly zakluczone. Pociski i strzaly lecialy. Dwa niemieckie zolnierze weszli i sie pytali, czy tu juz Ruski byli. Nie byli i znowu wyszli. Jednego znalezlismy potem zabitego za plotem, a drugiego szczatki wisialy na plocie. Mama mu grob zrobila u nas w ogrodzie.
Godzine pozniej Ruski weszli. Szukali mezczyzn i "Uhr Uhr".
Potem druga linia Ruskow weszla. Ci gwalcili. Na przeciwko maz bronil zone i zostal zastrzelony.
Dwa domy dalej mieszkal jedyny SS-Man w calym obrebie. Zon, dwoch synow i siebie zastrzelil.
Ruski wygnali nas z domu. Po trzech dniach wrocilismy.
Bloki na ul. Kartuskiej sam widzialem jak 3 dni pozniej przez Ruskow zostaly podpalone.
Tatus 3 dni wojny przetrwal. Szedl w niewoli z kuzynem do Tczewa.
Tatus zmarl 17.09.45 w Pietrozawock, Karielska Respublika.Wiadomosc dostalismy w 1996 roku. _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Nie Lip 28, 2013 23:53 Temat postu: Re: Port ulica Wiślna i wszystko co wokół - historia i dzisi
Dieter napisał:
Odprowadzilismy go pol drogi wieczorem do tramwaju.
Mama byla w ciazy w 7. miesiacu.
Jednego znalezlismy potem zabitego za plotem, a drugiego szczatki wisialy na plocie. Mama mu grob zrobila u nas w ogrodzie.
Ja widzialem tylko szczatki jakby nalepione na calym wysokim plocie z drutu. Chyba granat go trafil.
Starsi zolnierze nosili marke rozpoznawcza z numerem, na podstawie ktorego mozna bylo ich zidentyfikowac. Taka "Erkennungsmarke" nie znalezlismy.
Dodam jeszcze: jakby tata sie nie stawil w tym mundurze, to by go powiesili. Widzialem na poczatku Alei do Wrzeszcza moze 15 powieszonych z wielka tablica na szyji "Ich bin ein Verräter" = ja jestem zdrajca.
Moja siostrzyczka w maju urodzona zmarla po trzech miesiacach z glodu, kiedy ja z siostra bylem u dalekich krewnych na Kaszubach i paslem krowy. Od niej nie mamy ani metryke urodzenia, ani metryke zgonu. Mama sama zawiozla ja we wozku na cmentarz w Emaus.
Te szczatki zolnierza nie zostaly ekshumowane. Grob przestal istniec jak wyjechalismy w 1958 do Niemiec. Sasiedzi go jeszcze pamietaja. _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Wto Lip 30, 2013 0:02 Temat postu: Re: Port ulica Wiślna i wszystko co wokół - historia i dzisi
Dieter napisał:
... ja z siostra bylem u dalekich krewnych na Kaszubach i paslem krowy.
Wtedy ja 9-cio latek z 7-mio letnia siostra pojechalem pociagiem do Wejherowa i dalej pieszo do wioski, gdzie jeszcze nigdy nie bylem i do ludzi ktorych nie znalem, ale dawali nam jedzenie!
Tam przezylem najwiekszy szok: przy paseniu cos 10 krow siedzielismy na kocu. My zasnelismy. Ja sie obudzilem, a tu moich krow nie ma!!!
Ja w rozpacz, ale te bydleta byly madre. Poniewaz bylo goraco, to oni poszli do lasku i tam sie polozyli.
Mojego kuzyna tez wzieli do ("wojska") pracy w kopalnii i wrocil z glaca. _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Dieter Przyjacielu pisz wspomnienia , bo czas ucieka i Ty jesteś jedynym świadkiem tej historii z tamtych lat na naszym forum .
Dobrze by było nawet te wspomnienia dać w jednym wątku .
Wysłany: Śro Lip 31, 2013 20:44 Temat postu: Wspomnienia dawnych czasow
Dobrze Henio, zrobie jak chcecie. Moze szef tego Forum przeniesie poprzednie wypowiedzi tutaj, jak bedzie uwazal.
A wiec jak Ruski weszli to mialem 8 lat i nie mielismy nic do jedzenia.
Mama sie dowiedziala, ze jeden syn Grothow (dalekich krewnych) otworzyl piekarnie na poczatku N.P. po lewej stronie (mial tylko jedna noge). Mama powiedziala: idz chlopcze, powiedz kim jestes, moze ci da bochenek chleba. Poszlem (tramwaje jeszcze nie jechaly) i dostalem.
Po drodze widzialem, ze po lewej stronie te wielkie zbiorniki/cysterny z olejem byly rozwalone i olej lezal na lace. Ludzie tam zbierali. To ja za 2 dni tez tam sie wybralem. Mialem wiadro i wieksza filizanke do czerpania. Juz mialem pol wiadra jak Rusek wyszedl i 3 x w powietrze strzelil. To my w nogi, ale co sie mialo, to sie mialo... _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Śro Lip 31, 2013 22:44 Temat postu: Wspomnienia Dietera
Nie pomyslalem o tym: nowy temat to ja tutaj musze otworzyc.
Do ostatniego postu: nie, ja szlem tak jak szyny mnie prowadzily, czyli ul. Marynarki.
Tak Heniu: w mniejszym gronie ja juz opowiadalem te historyjki w Twoim ogrodzie.
Moj nastepny wypad prowadzil mnie do starego miasta, do tych starych spichrzow, ktore do dzis w gruzach leza. Tez zabralem wiadro, do tego toporek. Tam tez spalony zostal spichrz z cukrem. Cukier byl stopiony razem z gruzami, wiec trzeba bylo rabac i rabac az cale wiadro bylo pelne. Ciezko bylo dzwigac, ale matka sie cieszyla. Wysypala wszystko w duzy garnek kuchenny, dodala wode, gotowala i wtedy trzeba bylo to pare razy dac przez sitko, a potem jeszcze przez plutno i mielismy czym slodzic. _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Czw Sie 01, 2013 10:25 Temat postu: Re: Wspomnienia Dietera
Nastepnie wybralem sie z kolega na Sianki, teraz Stogi. A wiecie jak daleko to jest pieszo?
Za ostatnimi domami dzielnicy Sianki zaczyna sie las. Od tego miejsca az do petli przy plazy staly jeden za drugim tramwaje i autobusy. Oczywiscie juz zdemolowane. My z siedzen wycielismy sobie kawalki na proce/katapulty.
To w ostatniej chwili ludzie jechali z miasta na plaze, gdzie na nich czekaly lodki, wiozace ich nach statki. To byla ostatnia mozliwosc uciec przed Ruskami. 15 lat pozniej dowiedzialem sie, ze siostra mego ojca w ten sposob dostala sie na statek, ktory torpedowany zostal przed Lubeca. Plyneli odrebnie we wodzie i na ladzie sie znowu spotkali.
W lesie widzielismy pare zabitych niemieckich zolnierzy. Jeden mial obrazke slubna, ale blizej nie podeszlismy.
Na plazy staly armaty przeciwlotnicze, jeszcze sprawne. My na te siedzenia i jedna reka krecilismy cala armate, a druga lufe do gory i w dol. Co za ubaw! _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Czw Sie 01, 2013 17:04 Temat postu: Re: Wspomnienia Dietera
Po tych wycieczkach przyszedl moj czas ze siostra za Wejherowem przy pasaniu krow, ktory juz opisalem, czyli lato 1945 roku.
Bedac znowu w domu mama mowila "dzieci jak jestescie glodni, idzcie do ogrodu". My mielismy dosyc porzeczek, agrestu, wisnie, jablka i gruszki, ale jak dlugo one cie nasyca?
Wiec wzialem plecak i wyruszylem do Miszewa po kartofle. Tam dalszy Groth mieszkal i mial gospodarstwo. Droge znalazlem i kartofle dostalem, ale przychodzac do domu, czulem kazdy kartofel na plecach.
Po jednej stronie naszego domu UL. NA ZBOCZU 32 byla starsza kobiecina i ona nas dwoch zawolala do plotu i wreczyla nam po jednej kromce chleba, ktorego sama upiekla. Pamietam, ze smak byl gorzki, ale ktory glodny bedzie o to pytal ... _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Pią Sie 02, 2013 9:39 Temat postu: Re: Wspomnienia Dietera
Na poczatku 45.-piatego roku chodzilem do 3.-ciej niemieckiej klasy, a rok szkolny konczyl sie na wiosne, wiec prawie ze ta trzecia skonczylem. Mam jeszcze swiadectwo ukonczenia 1. klasy i polroczne 2. klasy.
We wrzesniu nie bylo mowy o szkole, ale w 1946 mama powiedziala "czy ty chcesz czy nie chcesz: ty teraz musisz isc do polskiej szkoly" - a ja przeciesz ANI SLOWA POLSKIEGO nie mowilem.
Poszla ze mna do dyrektora SP30 (dolna czesc w tym starym budynku na ul. Kartuskiej, gdzie dzis VIII. Gimn. jest; gorna czesc to byla SP12) i powiedziala "ich möchte meinen Sohn zur Schule anmelden, aber er kann kein Polnisch". On zrozumial: "to on sie w szkole nauczy", ale musialem znowu do 3. klasy.
Stracilem wiec 2 lata: rok przerwy 1945/46 i teraz znowu do 3. klasy.
Zima kazdy uczen musial cos przyniesc do palenia w piecu. Wozny palil.
Kazdy przynosil tez miske i lyzke bo Dunski Czerwony Krzyz rozdawal w duzej przerwie z takiej kuchni polowej duzy czerpak z zupa. Po roku czasu Polska wygnala te dunskie kobiety i w gazecie pisalo: "polskie dzieci nie potrzebuja kapitalistyczna zupe" i te dalej glodowaly. _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Pią Sie 02, 2013 16:24 Temat postu: Re: Wspomnienia Dietera
W miedzyczasie matka i jej 3 kolezanki, nazywaly siebie "kumoszki", dostaly prace w Fabryce Wlokienniczej na Biskupiej Gorze, w tej starej fortece. Fabryka tam zostala do poczatku lat 50.-tych, kiedy sie przeprowadzila do Wrzeszcza na Grunwaldzka, po prawej stronie.
Pracowala na dwie zmiany. Jak miala popoludniu, to my dzieci sie z nia caly tydzien nie widzielismy. Zarobek starczyl na skromne wyzywienie, ale takie cos jak kieszonkowe, to my nie znalismy.
Zeby wlasnie miec troche grosza, to ja sie wybieralem do Hali Targowej i tam zagadywalem czlonkow z zalogi zagranicznych statkow. Mozna bylo ich poznac po ubiorze. Od nich kupowalem jedna paczke papierosow "Lucky Strike" albo "Chesterfield" i papierosy POJEDYNCZO sprzedawalem. Na mysl mi nie przyszlo, zeby jednego zapalic.
By the way: dzisiaj u nas pali juz tylko 7% mlodziezy, a doroslych tez juz coraz mniej. Palenie usamotnia, bo musza zawsze wyjsc ... _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Sob Sie 03, 2013 0:23 Temat postu: Re: Wspomnienia Dietera
Moj nastepny sposob dojscia do pare groszy: my tez mielismy sporo krzakow bzu bialego podwojnego i fiolotowego. Poobcinalem, wiazalem bukiety, pakowalem do duzego kosza i jechalem wlasnie do Nowego Portu tramwajami. Pare wiazankow juz zawsze sprzedalem w tramwaju, bo sie ludzie pytali, a reszte w pierwszych blokach N.P. po lewej stronie.
Przyszla ta sroga zima, chyba w 1947 roku. Mielismy -30°C - dzis nie do pomyslenia. Ja przyszlem pierwszy ze szkoly, mama w pracy, to kran lezal w zlewie, odpekniety przez lod.
Przypominam sobie t.z. "wybory", na ktorych partia kazala glosowac "3 X TAK". Nikt nie wiedzial o co chodzi, ale to tez nie bylo wazne...
Bylem tez na placu Biskupiej Gorki (dzis tam sa ogrody i stoja domki) jak wieszali tych zbrodniarzy ze Stutthofu. _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Sob Sie 03, 2013 10:54 Temat postu: Re: Wspomnienia Dietera
Mam jeszcze wszystkie swiadectwa szkolne. Polroczne 3. klasy ze stycznia 1947 roku pokazuje: jezyk polski - niedostateczny. Moj Boze, nie dziwie sie, przeciez to byly moje poczatki nauki jezyka.
Pamietam ze przerwie rozmawialismy o jezdzie na sankach. Ja tez swoje "trzy grosze" chcialem wrzucic do rozmowy i powiedzialem: "ja tez mam jeden sanek". No wtedy jeszcze nie wiedzialem, ze to slowo nie ma liczby pojedynczej. Z czasem opanowalem nawet te 7 przypadki i oceny roczne byly czworki i piatki.
Te kumoszki zostaly zmuszone brac udzial w kursach jezyka polskiego. Wsrod nich byla taka bardzo wesola. Mowi, pytali sie kto byl Piek (to byl prezydent NRD). "To ja: pik ist Trumpf" = atu w kartach.
Przez prace mamy dzieci mogly wyjechac na kolonie. Ja z siostra bylem pare razy w Krynicy Morskiej. Bardzo fajnie tam bylo. Mielismy dobre jedzenie, codziennie na plazy. Jechalismy tez statkiem przez Zalew Wislanny do Tolkmicka? Tam odwiedzalismy jakas fabryke. W kazdym razie pamietam: na placu lezala taka wielka gora jablek - tyle jablek jeszcze nigdy nie widzialem _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Wysłany: Sob Sie 03, 2013 15:12 Temat postu: Re: Wspomnienia Dietera
No moje imie, w swiadectwach najczesciej pisane bez tego pierwszego "e", jest czysto niemieckie. Nawet odnosnika nie ma w polskim, ale nigdy go nie zmienialem.
Ktos na Forum powiedzial nawet: "a to wymysliles sobie niezwykly ksyw". Zdumiony byl, jak go uswiadomilem, ze to moje imie.
Narzuca sie cos powiedzic o polskich nazwiskach. Moja mama jest z domu Skowronowski. Jej kolezanki nazywaly sie Zaborowski, Nokelski itp., a nikt z tych rodzin slowa polskiego nie umial.
Maz tej jednej chcial kupic zarowki i spytal sie o to syna, ktory juz do szkoly chodzil i juz polski znal, ale w niemieckim "Birne" oznacza zarowke, jak rowniez i gruszke. Ten poszedl do sklepu z zarowkami i powiedzial: "prosze gruszki". Ta ekspedientka nie wiedziala co podac, az ten ojciec pokazal, co on chcial... _________________ in Danzig geboren, wrog polskiego rzadu.
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Portal www.MojeOsiedle.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi
zamieszczanych przez użytkowników serwisu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo
lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną
lub cywilną.